Najnowsza książka autorki „Dziewczynki w czerwonym płaszczyku” przypomina przygotowywanie hiszpańskiej paelli: różnorodne składniki, improwizacja i radość wspólnego tworzenia smakowitego dania. Pisarka zaprasza czytelników do ucztowania.
Życie jak paella
W przeciwieństwie do poprzednich, o najnowszej książce Romy Ligockiej nie sposób powiedzieć jednoznacznie, o czym jest. Jej różnorodność przywodzi na myśl znajdującą się w tym tomie scenę gotowania paelli. Bohaterka wrzuca na patelnię mnóstwo rozmaitych składników, trochę improwizuje i sama nie bardzo wie, jaki będzie ostateczny efekt – to niespodzianka. Przygotowywana wspólnie z bliską osobą potrawa nabiera dodatkowych walorów – gotowaniu towarzyszy rozmowa, żarty, emocje i wyczuwalne poczucie wyjątkowej więzi. Nic zatem dziwnego, że kiedy danie jest już gotowe, z wrażenia, ze szczęścia i miłości w ogóle nie chce nam się jeść. Kiedy jednak emocje nieco opadną i zaczyna się smakować to wspólne danie, okazuje się, że mamy do czynienia z dziełem idealnym, skończonym. Tak smakuje życie samo, kiedy zaczynamy przyglądać się mu z perspektywy, wspominać i smakować różne jego momenty: słodkie i gorzkie, ostre i łagodne, jak składniki paelli.
Pomiędzy scenami wspólnego gotowania z synem paelli a robieniem nalewki, która rozpoczyna tę opowieść, znajdziemy przeróżne ingrediencje, dotyczące zarówno teraźniejszości, jak i przeszłości. Podlane sosem wytrawnej refleksji, stają niejako zaproszeniem do wspólnego stołu – do towarzyszenia Romie Ligockiej w jej wędrówce przez życie. Jak w magdalenka zanurzona w herbacie w „Poszukiwaniu straconego czasu” Prousta, tak w prozie autorki „Dziewczynki w czerwonym płaszczyku” jakiś przedmiot, zdjęcie albo zdarzenie stają się pretekstem do snucia refleksji, odgrywając także rolę wehikułu czasu.
Spotkanie nieuleczalnie chorego przyjaciela staje się zaczynem refleksji na rozmaite tematy: umiejętności współczucia, bycia z drugim człowiekiem w trudnych chwilach, przemijania i utrwalania czasu na fotografii – wbrew wszystkiemu, a nawet staje się powodem do umieszczenia w opowieści czegoś tak konkretnego, jak przepis na „zupę życia”.
Samotny wyjazd na święta pozwala – paradoksalnie – doświadczyć bliskości i zainteresowania:
Dzwonili wszyscy, nikt nie zapomniał. (…) Nagle poczułam, jak nigdy dotąd, że ich naprawdę mam – byliśmy blisko, tak jak nigdy nie byliśmy, kiedy spędzaliśmy święta razem.
Kot jest dobry na wszystko
Sporo miejsca poświęca Ligocka czasom swojej pracy w teatrze, a potem w telewizji niemieckiej. Show biznes bywa zabawny, ale z perspektywy przede wszystkim nieludzki, bo obnaża wszystkie słabości: obłudę, próżność, pychę… A przede wszystkim – lęk przed utratą sławy. Pisarka ukazuje różne absurdy i paradoksy pracy z ludźmi show biznesu, aby na końcu stwierdzić, że to wszystko nie było warte ani jednej ludzkiej łzy.
A przy tym wszystkim autorka „Radości życia” znajduje jeszcze miejsce, aby wpleść w tę opowieść… epizod z kotem, który przylgnął do niej podczas realizacji filmu, gdy cała ekipa trwała w beznadziejnym oczekiwaniu na poprawę pogody. Ludzie pili, pogrążali się w depresji, wyjeżdżali, a nasza bohaterka zaprzyjaźniła się tymczasem z mruczącym czworonogiem i staranie o niego, a potem wzięcie odpowiedzialności za jego los sprawiły, że przestały ją absorbować problemy z wiązane z produkcją filmu. Ostatecznie filmu nie wznowiono, wszyscy się rozjechali, a kot – uśpiony i ukryty w torbie – wyemigrował nielegalnie z Chorwacji do Niemiec i odtąd wiódł dostatni żywot.
"Zgoda" zamiast "miłości"
Pisarka miesza więc tematy poważne z lekkimi, przez co jej opowieść staje się „jak w życiu”: słodko-gorzka. Ostatecznie tytuł „Radość życia” nabiera dodatkowych znaczeń – radości mimo wszystko, cieszenia się życiem nawet wówczas, kiedy nie głaszcze ono po głowie. Poza tym, jak to w pisarstwie Romy Ligockiej, snuje się przez te różne opowieści także wątek miłości: niekiedy trudnej i niemożliwej, jak uczucie ciotki Sabiny do jednego z więźniów obozu Birkenau, a przecież dające siłę i wolę przetrwania. Refleksje dotyczące miłości są u pisarki zaprawione goryczą minionych przeżyć:
Miłość nie chroni przed śmiercią nawet siebie samej – i nieraz ginie w katastrofie, którą sama tworzy.
Toteż słowo „miłość” zastępuje „zgodą” – zgodą na drugiego człowieka, w której zawiera się akceptacja także jego wad i słabości, wreszcie – akceptacja samej siebie, z towarzyszącym jak cień poczuciem winy, lękiem utraty.
Herbert i "utrata"
Z wątkiem „zgody” koresponduje temat „utraty”, zawarty we wspomnieniu dotyczącym Zbigniewa Herberta. Otóż Poeta odwiedził kiedyś Romę i jej męża w Monachium, gdzie czytał im swoje wiersze do późna w nocy. Jeden z nich, tłumaczenie z francuskiego, podarował wówczas Romie z dedykacją:
Mówi kobieta
Zgódź się na mnie bo miesiąc się zmienia
/…/
Dla ciebie tego świata ogrzeję kolory
Jeśli zostaniesz ze mną ponieważ się boję
Dla Romy
tłumacz
z czułością
Zbigniew Herbert
Ten wiersz, czytany po latach, uwewnętrznia się, stając się niejako wypowiedzią osobistą:
Nie potrafiłam Cię wtedy pokochać ani nawet zrozumieć… ale Ty mi to już dawno przebaczyłeś, więc teraz zostań ze mną, ponieważ się boję.
Niewielki epizod w życiu – jeden wspólny wieczór może czasem dopiero po latach zabłysnąć znaczeniami, nabrać mocy, jak owa nalewka.
Świat jest teatrem
Jest w tych pisarskich ingrediencjach także bardzo ważny komponent – czytelnik:
Rozmyślałam przez ten cały czas nad tym – pisze na koniec Roma Ligocka – że chciałabym zatrzymać przemijanie także i dla Ciebie, Czytelniku. Odgrodzić Cię od niego, zatrzymać choćby tylko na chwilę. Na tyle, ile Ci zajmie przeczytanie tej książki.
„Radość życia” Romy Ligockiej wzbogacają liczne zdjęcia autorki – chwile zatrzymane w czasie, jak w prozie W.G. Sebalda. Możemy je oglądać z komentarzem autorki albo kontemplować wypełniając własną treścią. Na okładce – projekty kostiumów Ligockiej: trzy postacie klaunów, jakby rodem z komedii dell'arte. Obok mężczyzny trzymającego na rękach dziecko stoi postać kobieca. Tamci zwróceni ku sobie, ona – także zamaskowana, zdaje się patrzeć w przeciwnym kierunku. Jak w dawnej włoskiej komedii, aktorzy, improwizując, bawią publiczność. Bywają nieszczęśliwie zakochani jak Arlekin, smutni, śmieszni, zabawni, wzruszający… Świat jest teatrem.
„Radość życia” Romy Ligockiej ukazała się w Wydawnictwie Literackim w październiku 2017 roku.
o grudnia 13, 2017 1 komentarz:
Wyślij pocztą e-mail
Wrzuć na bloga
Udostępnij w usłudze Twitter
Udostępnij w usłudze Facebook
Udostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: Radość życia, recenzja książki, Roma Ligocka, Wydawnictwo Literackie, Zbigniew Herbert
niedziela, 10 grudnia 2017
Alice Munro: (Różne) "Odcienie miłości”
Wielka skala emocji, tajemnice i niemożność wypowiedzenia siebie, zdrady i głębokie przywiązanie – oto tematy nowego tomu opowiadań Alice Munro.
Wydawnictwo Literackie
Tom opowiadań noblistki z 2013 roku, Alice Munro, zatytułowany ”Odcienie miłości”, zawiera teksty pisarki pochodzące z drugiej połowy lat 80. ubiegłego wieku. Jeśli ktoś spodziewałby się typowych historii miłosnych, będzie srodze zawiedziony. Opowiadania te bowiem ukazują skomplikowane relacje międzyludzkie oraz jak wielka jest skala towarzyszących im emocji.
Przekonamy się o tym już w tytułowej opowieści, będącej wspomnieniem z dzieciństwa. Po śmierci matki bohaterki (i narratorki zarazem) okazuje się, że pozornie nieobecna w jej życiu przeszłość powraca ze zdwojoną siłą. Snuje wspomnienia, w których główną rolę odgrywa właśnie matka – jej trudne dzieciństwo, które zna z opowiadań różnych osób, ale bynajmniej nie od niej samej. Okazuje się, że dziwne i niekiedy niezrozumiałe jej zachowania są efektem przeżytej w dzieciństwie traumy, na skutek której utraciła poczucie bezpieczeństwa. To z kolei sprawiło, że chroniła potem własne dzieci (w tym także narratorkę opowiadania) ponad miarę, a jej relacje z nimi nigdy nie były spontaniczne i ciepłe.
Za pomocą złożonej, wielowarstwowej narracji, jak zwykle u tej pisarki, odsłania się przed nami zaskakujący splot różnych wydarzeń, których summa składa się na obraz dorosłej już matki – takiej, jaką pamięta bohaterka. Osoby zamkniętej w sobie, pełnej zagadkowych zachowań, wypowiadającej tajemnicze zdania:
Lubiła powtarzać, że ma złamane serce, ciągle słyszałam jak mówi te słowa. I tylko tyle. Jakby zaczynała jakąś historię i od razu ją kończyła.
Owe tajemnice, nierozwinięte narracje, jakby zduszone w zarodku, ukazują dramat istnienia – ową niemożność wypowiedzenie siebie. Ma to także daleko idące konsekwencje, trwa bowiem w następnych pokoleniach:
Chmura ta położyła się niegdyś cieniem na życiu mojej matki, a ja, gdy ją czymś zasmucałam, stawałam się jej częścią.
W tym stanie n i e w i e d z y bohaterka snuje różne scenariusze, którymi próbuje wypełnić to, czego już się o matce nie dowie, a wszystko po to, aby zrozumieć siebie i swoje własne życie, z jego meandrami i cierpieniem.
W dawnych związkach - konstatuje – miłość i urazy istniały zawsze obok siebie, głęboko ukryte i wzajemnie splątane, płynące jednym nurtem, nieprzerwanie.
Bohaterki to już nie dotyczy, ponieważ doznane urazy sprawiły, że jej małżeństwo się rozpadło.
Podobnie jak bohaterów kolejnego opowiadania: ”Porost”. Były mąż odwiedza swoją eksmałżonkę w jej rodzinnym domu, aby – jak co roku – złożyć życzenia urodzinowe byłemu teściowi. Okazuje się, że mimo animozji i wzajemnej niechęci oraz dobrze ukrytych urazów, więź między małżonkami jest o wiele głębsza, niż między Dawidem a jego kolejną partnerką. Łączy ich nie tylko wspólna przeszłość, ale również sekret, którym mężczyzna dzieli się z byłą żoną. A jednocześnie, paradoksalnie, ta bliskość i fakt, że tyle o sobie wiedzą, staje się prawdziwą przyczyną ich zerwania.
Nigdy nie mógł już poczuć się lekki, żadna sekretna ani zwycięska wyprawa nie była możliwa z kobietą, która wiedziała o nim tak wiele.
Alice Munro opowiada nie tylko o skomplikowanych związkach między rodzicami a dziećmi czy między małżonkami. Dotyczy to w równym stopniu także rodzeństwa, jak np. w opowiadaniu o zagadkowym tytule ”Monsieur les Deux Chapeaux”, w którym bohaterami są dwaj bracia. Ich szczególnie silna więź jest trudna do zrozumienia dla osób postronnych. Dopiero na końcu dowiadujemy się, że jej źródło tkwi w wydarzeniach z dzieciństwa, które sprawiły, że odtąd czuwanie, by coś podobnego nigdy się nie przytrafiło, jest zadaniem, które przyjdzie wypełniać przez resztę dni.
Cechą charakterystyczną pisarstwa Munro jest nie tylko waga poruszanych tematów. W przypadku tomu ”Odcienie miłości” są to niezwykle złożone relacje międzyludzkie, które mogą posłużyć wrażliwemu i refleksyjnemu czytelnikowi jako rodzaj lustra. Pisarka zdaje się mówić, że miłość jest uczuciem migocącym różnymi znaczeniami, nierzadko sprzecznymi.
Opowiadania kanadyjskiej pisarki są pociągające również dla wielkich walorów samej narracji, będącej czymś w rodzaju metajęzyka opowieści. Historia może być pozornie banalna, ale za to jak jest opowiedziana! Niemal każde opowiadanie jest tego przykładem. To prawdziwe perły narracji. Zwróciłam na to uwagę już podczas lektury innych opowiadań, spośród których najbardziej urzekły mnie historie z tomu ”Zbyt wiele szczęścia” (2009). Tworzenie, snucie opowieści – oto prawdziwy, podskórny temat wielu opowiadań Alice Munro.
Opowiadania Alice Munro ”Odcienie miłości”, w tłumaczeniu Agnieszki Kuc, ukażą się w Wydawnictwie Literackim 11 września 2014 r.
Recenzja ukazała sie pierwotnie na portalu Kulturaonline w sierpniu 2014 roku.
o grudnia 10, 2017 Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mail
Wrzuć na bloga
Udostępnij w usłudze Twitter
Udostępnij w usłudze Facebook
Udostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: Alice Munro, Odcienie miłości, recenzja książki, Wydawnictwo Literackie
Ewa Woydyłło: Dobra pamięć, zła pamięć". Jesteś tym, co pamiętasz
Książka Ewy Woydyłło uświadamia, jak ważna jest pamięć przeszłości i że może mieć budujący wpływ na nasze życie.
Wydawnictwo Literackie
Pomysł napisania książki zrodził się pod wpływem spotkania autorki – Ewy Woydyłło, ze słuchaczami Uniwersytetu Trzeciego Wieku, z których większość przeszła Holokaust i nosiła w sobie bolesną pamięć Zagłady. Jednakże problem tzw. złej pamięci dotyczy wielu osób, stąd też terapeutka powzięła decyzję, aby napisać książkę, która pozwoli lepiej zrozumieć pewne procesy związane z pamięcią, a w konsekwencji – zamienić ową złą pamięć w dobrą.
Jesteś tym, co pamiętasz
Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak wiele naszych zachowań i postępków uzależnionych jest od komunikatów na temat własnej osoby, utrwalonych w pamięci. Autorka radzi, aby zadać sobie kilka zasadniczych pytań, po to, by pewne rzeczy sobie przypomnieć i w konsekwencji móc usunąć tzw. złą pamięć lub przemienić ją w dobrą. Należy więc rozważyć, kto, kiedy i z jakiego powodu był na nas zły, kto w nas nie wierzył, kto nas odtrącał, wyśmiewał, poniżał, krzywdził.
Wszystko, co wiemy o sobie – pisze Ewa Woydyłło – pochodzi z dwóch źródeł. Jednym są przeżycia i fakty, jakie sami sobie przypominamy, a drugim – inni ludzie, którzy nam o nas opowiadają (…).
Wspomnienia tworzą nasz autoportret, a raczej jego zarys i na szczęście praca nad nim jest zawsze możliwa, choć niełatwa. Nawet wówczas, kiedy wspomnienia sprawiają ból i nie mamy ochoty do nich wracać, należy mieć świadomość, że zawsze mamy przed sobą przyszłość i możemy oczekiwać lepszego życia.
Autorka prowadzi nas w tym procesie, przestrzegając przed pułapkami pamięci, a także zachęcając do refleksji na temat swojego życia, albowiem
Najnowsza książka autorki „Dziewczynki w czerwonym płaszczyku” przypomina przygotowywanie hiszpańskiej paelli: różnorodne składniki, improwizacja i radość wspólnego tworzenia smakowitego dania. Pisarka zaprasza czytelników do ucztowania.
Życie jak paella
W przeciwieństwie do poprzednich, o najnowszej książce Romy Ligockiej nie sposób powiedzieć jednoznacznie, o czym jest. Jej różnorodność przywodzi na myśl znajdującą się w tym tomie scenę gotowania paelli. Bohaterka wrzuca na patelnię mnóstwo rozmaitych składników, trochę improwizuje i sama nie bardzo wie, jaki będzie ostateczny efekt – to niespodzianka. Przygotowywana wspólnie z bliską osobą potrawa nabiera dodatkowych walorów – gotowaniu towarzyszy rozmowa, żarty, emocje i wyczuwalne poczucie wyjątkowej więzi. Nic zatem dziwnego, że kiedy danie jest już gotowe, z wrażenia, ze szczęścia i miłości w ogóle nie chce nam się jeść. Kiedy jednak emocje nieco opadną i zaczyna się smakować to wspólne danie, okazuje się, że mamy do czynienia z dziełem idealnym, skończonym. Tak smakuje życie samo, kiedy zaczynamy przyglądać się mu z perspektywy, wspominać i smakować różne jego momenty: słodkie i gorzkie, ostre i łagodne, jak składniki paelli.
Pomiędzy scenami wspólnego gotowania z synem paelli a robieniem nalewki, która rozpoczyna tę opowieść, znajdziemy przeróżne ingrediencje, dotyczące zarówno teraźniejszości, jak i przeszłości. Podlane sosem wytrawnej refleksji, stają niejako zaproszeniem do wspólnego stołu – do towarzyszenia Romie Ligockiej w jej wędrówce przez życie. Jak w magdalenka zanurzona w herbacie w „Poszukiwaniu straconego czasu” Prousta, tak w prozie autorki „Dziewczynki w czerwonym płaszczyku” jakiś przedmiot, zdjęcie albo zdarzenie stają się pretekstem do snucia refleksji, odgrywając także rolę wehikułu czasu.
Spotkanie nieuleczalnie chorego przyjaciela staje się zaczynem refleksji na rozmaite tematy: umiejętności współczucia, bycia z drugim człowiekiem w trudnych chwilach, przemijania i utrwalania czasu na fotografii – wbrew wszystkiemu, a nawet staje się powodem do umieszczenia w opowieści czegoś tak konkretnego, jak przepis na „zupę życia”.
Samotny wyjazd na święta pozwala – paradoksalnie – doświadczyć bliskości i zainteresowania:
Dzwonili wszyscy, nikt nie zapomniał. (…) Nagle poczułam, jak nigdy dotąd, że ich naprawdę mam – byliśmy blisko, tak jak nigdy nie byliśmy, kiedy spędzaliśmy święta razem.
Kot jest dobry na wszystko
Sporo miejsca poświęca Ligocka czasom swojej pracy w teatrze, a potem w telewizji niemieckiej. Show biznes bywa zabawny, ale z perspektywy przede wszystkim nieludzki, bo obnaża wszystkie słabości: obłudę, próżność, pychę… A przede wszystkim – lęk przed utratą sławy. Pisarka ukazuje różne absurdy i paradoksy pracy z ludźmi show biznesu, aby na końcu stwierdzić, że to wszystko nie było warte ani jednej ludzkiej łzy.
A przy tym wszystkim autorka „Radości życia” znajduje jeszcze miejsce, aby wpleść w tę opowieść… epizod z kotem, który przylgnął do niej podczas realizacji filmu, gdy cała ekipa trwała w beznadziejnym oczekiwaniu na poprawę pogody. Ludzie pili, pogrążali się w depresji, wyjeżdżali, a nasza bohaterka zaprzyjaźniła się tymczasem z mruczącym czworonogiem i staranie o niego, a potem wzięcie odpowiedzialności za jego los sprawiły, że przestały ją absorbować problemy z wiązane z produkcją filmu. Ostatecznie filmu nie wznowiono, wszyscy się rozjechali, a kot – uśpiony i ukryty w torbie – wyemigrował nielegalnie z Chorwacji do Niemiec i odtąd wiódł dostatni żywot.
"Zgoda" zamiast "miłości"
Pisarka miesza więc tematy poważne z lekkimi, przez co jej opowieść staje się „jak w życiu”: słodko-gorzka. Ostatecznie tytuł „Radość życia” nabiera dodatkowych znaczeń – radości mimo wszystko, cieszenia się życiem nawet wówczas, kiedy nie głaszcze ono po głowie. Poza tym, jak to w pisarstwie Romy Ligockiej, snuje się przez te różne opowieści także wątek miłości: niekiedy trudnej i niemożliwej, jak uczucie ciotki Sabiny do jednego z więźniów obozu Birkenau, a przecież dające siłę i wolę przetrwania. Refleksje dotyczące miłości są u pisarki zaprawione goryczą minionych przeżyć:
Miłość nie chroni przed śmiercią nawet siebie samej – i nieraz ginie w katastrofie, którą sama tworzy.
Toteż słowo „miłość” zastępuje „zgodą” – zgodą na drugiego człowieka, w której zawiera się akceptacja także jego wad i słabości, wreszcie – akceptacja samej siebie, z towarzyszącym jak cień poczuciem winy, lękiem utraty.
Herbert i "utrata"
Z wątkiem „zgody” koresponduje temat „utraty”, zawarty we wspomnieniu dotyczącym Zbigniewa Herberta. Otóż Poeta odwiedził kiedyś Romę i jej męża w Monachium, gdzie czytał im swoje wiersze do późna w nocy. Jeden z nich, tłumaczenie z francuskiego, podarował wówczas Romie z dedykacją:
Mówi kobieta
Zgódź się na mnie bo miesiąc się zmienia
/…/
Dla ciebie tego świata ogrzeję kolory
Jeśli zostaniesz ze mną ponieważ się boję
Dla Romy
tłumacz
z czułością
Zbigniew Herbert
Ten wiersz, czytany po latach, uwewnętrznia się, stając się niejako wypowiedzią osobistą:
Nie potrafiłam Cię wtedy pokochać ani nawet zrozumieć… ale Ty mi to już dawno przebaczyłeś, więc teraz zostań ze mną, ponieważ się boję.
Niewielki epizod w życiu – jeden wspólny wieczór może czasem dopiero po latach zabłysnąć znaczeniami, nabrać mocy, jak owa nalewka.
Świat jest teatrem
Jest w tych pisarskich ingrediencjach także bardzo ważny komponent – czytelnik:
Rozmyślałam przez ten cały czas nad tym – pisze na koniec Roma Ligocka – że chciałabym zatrzymać przemijanie także i dla Ciebie, Czytelniku. Odgrodzić Cię od niego, zatrzymać choćby tylko na chwilę. Na tyle, ile Ci zajmie przeczytanie tej książki.
„Radość życia” Romy Ligockiej wzbogacają liczne zdjęcia autorki – chwile zatrzymane w czasie, jak w prozie W.G. Sebalda. Możemy je oglądać z komentarzem autorki albo kontemplować wypełniając własną treścią. Na okładce – projekty kostiumów Ligockiej: trzy postacie klaunów, jakby rodem z komedii dell'arte. Obok mężczyzny trzymającego na rękach dziecko stoi postać kobieca. Tamci zwróceni ku sobie, ona – także zamaskowana, zdaje się patrzeć w przeciwnym kierunku. Jak w dawnej włoskiej komedii, aktorzy, improwizując, bawią publiczność. Bywają nieszczęśliwie zakochani jak Arlekin, smutni, śmieszni, zabawni, wzruszający… Świat jest teatrem.
Kulturalne Ingrediencje blog
Co nie zostało opowiedziane, jest jakby niebyłe. O tym, czy nasze wspomnienia są naszym życiowym balastem, czy też źródłem pociechy w trudnych chwilach, zależy wiele od nas samych. Winniśmy zatem przywoływać takie wspomnienia, którymi możemy się karmić i które korzystnie wpływają na nasz stan ducha.
Życie jest po to, aby je opowiadać. Jeśli chcesz własne dzieje unieważnić, milcz o sobie. (…) Kto skąpi siebie samego, nie mówi, co myśli, nie powierza skarbów swego ducha, nie dzieli tajemnic, nigdy nie ujrzy blasku w oczach bliźniego.”
Takie oto przesłanie znajdziemy w książce Woydyłło, a jest ono cytatem z powieści Anny Janko: ”Pasja według św. Hanki”.
Pokochać siebie
Książka zawiera nie tylko ślady lektur oraz doświadczeń zawodowych i osobistych autorki. Pokaźną jej część stanowią rozmowy z innymi terapeutami, co znacznie wzbogaca temat. Jedną z rozmówczyń jest Anna Dodziuk – psychoterapeutka i autorka książek psychologicznych, wśród których znajduje się ”Pokochać siebie”. Oczywiście nie jest to bynajmniej proste, wymaga bowiem wysiłku i czasu. Można przywołać tutaj osobliwy paradoks sformułowany przez AA:
Tylko ty sam możesz to zrobić, ale nie możesz tego zrobić sam.
Potrzebni są bowiem ludzie, którzy zechcą i potrafią nas dowartościować.
Pamięć jest rodzajem twórczości
Powołując się na amerykańskiego psychologa Petera Levine` a, autorka twierdzi, że wiele osób nie pamięta całych lat swojego życia lub pamięta je w zmieniony sposób. Stąd też pamięć jest rodzajem twórczości.
Z badań nad plotką wiemy, że trzy kolejne osoby twórczo zapamiętują to, co słyszą, a czwarta mówi już coś zupełnie innego.
To, czego nie pamiętamy lub co wydaje się nam, że pamiętamy, przechowuje nasze ciało. Dlatego pobudzają nas pewne zapachy i dźwięki. Ciało potrafi też być naszym uzdrowicielem, ponieważ przechowuje także dobre zdarzenia, które możemy wykorzystać w terapii dla budowania pozytywnego obrazu samych siebie.
Uleczyć pamięć, czyli pokochać swoją przeszłość
Taki tytuł nosi rozmowa z Wiktorem Osiatyńskim, prywatnie mężem autorki, o własnym uzależnieniu i o jego pokonywaniu. Otóż twierdzi on, że sam jest najlepszym przykładem na to, że taka głęboka zmiana jest możliwa.
Otóż ja sam, w wyniku dwudziestu lat pracy nad sobą – twierdzi w rozmowie Osiatyński – i dzięki już moim własnym rytuałom doszedłem do wniosku, że miałem bardzo szczęśliwe dzieciństwo, byłem dzieckiem uśmiechniętym i radosnym. (…) Zawsze źle wspominałem przemoc ojca czy przymus szorowania podłóg. Ale stopniowo toczył się proces przemiany pamięci. Odkryłem, że wcześniejsze poczucie było nieprawdą. (…) Kiedy piłem, to szukałem powodów picia na zewnątrz siebie. (…) Krzywdy trzeba pamiętać, ale ich nie rozpamiętywać. Tym, co najlepiej uwalnia od urazów, złości i zazdrości – jest zmiana pamięci. Myślenia i pamięci.
Książka Ewy Woydyłło pozwala nam to zrozumieć i daje nadzieję.
Książka Ewy Woydyłło: ”Dobra pamięć, zła pamięć” ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego
Recenzja ukazała się w październiku 2014 roku na portalu Kulturaonline.
o grudnia 10, 2017 Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mail
Wrzuć na bloga
Udostępnij w usłudze Twitter
Udostępnij w usłudze Facebook
Udostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety: Dobra pamięć zła pamięć, Ewa Woydyłło, recenzja książki, Wydawnictwo Literackie
Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)
Kino Iluzjon zaprasza do oglądania ciekawych dokumentów
W każdy wtorek lipca, kino Iluzjon zaprezentuje kilka z najciekawszych polskich i światowych dokumentów z ostatnich miesięcy, a wisienką na ...
Popularne posty
`Xięgi Schulza` w Teatrze Polskim: Urok Autentyku
Najnowsza premiera Teatru Polskiego we Wrocławiu: "Xięgi Schulza", uzmysławia, że świat zaklęty w opowiadaniach skromnego nauczyci...
Andriej Zwiagincew o nominowanej do Oscara „Niemiłości”
2 lutego na ekrany polskich kin wszedł nominowany do Oscara film Andrieja Zwiagincewa: „Niemiłość” . W dzisiejszych czasach każdy dba tylk...
„Dzikie róże” w reżyserii Anny Jadowskiej: Samotność kobiet
„Dzikie róże” to film smutny i przygnębiający, ale zarazem dojmująco prawdziwy. Uświadamia, że nie można żyć „w zawieszeniu” i odsuwać od s...
Obserwatorzy
Szukaj na tym blogu
Wyszukaj
ARTYKUŁY
MUZEA GALERIE WYSTAWY
MUZYKA KLASYCZNA
RECENZJE FILMOWE
RECENZJE KSIĄŻEK
OPERA
O TEATRZE, NIE TYLKO RECENZJE
TROCHĘ PRYWATNOŚCI :-)
O SOBIE
WYWIADY
Strona główna
Polonistka, miłośniczka malarstwa i muzyki barokowej, a także dobrej literatury i ...kotów.
Moje zdjęcie
Barbara Lekarczyk-Cisek
Wyświetl mój pełny profil