Widma w Krakowie, Widma w Trójce i wywiad-widmo
11.04.2012
Z okazji niedawnej premiery powieści Widma zapraszamy do Krakowa na spotkanie z Łukaszem Orbitowskim.
Spotkanie odbedzie się w środę 11 kwietnia o godz. 18.00 w Księgarni pod Globusem przy ul. Długiej 1.
Gośćmi specjalnymi spotkania będą Jacek Dukaj i Wit Szostak. Moderator: Marcin Baniak.
Gorąco zapraszamy!
Wcześniej, bo w Wielką Niedzielę zapraszamy do słuchania Trójki - Łukasz Orbitowski będzie gościem audycji Michała Nogasia "Z najwyższej półki".
Zachęcamy również do lektury wywiadu z Łukaszem Orbitowskim
Kiedy i w jakich okolicznościach wpadłeś na pomysł napisania powieści, której głównym bohaterem byłby K. K. Baczyński? I co więcej – w której Powstanie Warszawskie by nie wybuchło!
To było dawno temu i wzięło się z przypadku. Właściwie, Widma miały być opowiadaniem. Zaplanowałem sobie, że napiszę historię miłosną, konkretnie opowieść o końcu miłości. Miłość dobiegająca końca jest najciekawszym rodzajem miłości. Potrzebowałem pary klarownej w swoim zakochaniu, Romea i Julii, tylko nie zramolałych, nie obciążonych masą odczytań kulturowych, zarazem symbolicznych. Baczyńscy byli najbliżej, więc ich sobie zabrałem Wydawali się najbardziej odpowiedni, do tego, kusiła wojenna sceneria. A potem już poszło. Chciałem zrujnować im małżeństwo, a więc musiałem przedłużyć im życie. Sprzątnięcie Powstania Warszawskiego wydawało się najsensowniejszym, a przy tym najbardziej spektakularnym rozwiązaniem, które w konsekwencji zrodziło nie zburzoną Warszawę lat pięćdziesiątych. Ta, wraz z nową, historyczną perspektywą zrodziła nowe tematy. W ten sposób opowiadanie stało się książką, a historia miłosna musiała podzielić się miejscem z dwoma innymi opowieściami.
Jak pracowałeś nad Widmami? Praca pewnie się różniła od pisania wcześniejszych powieści. Więcej materiałów źródłowych, wiersze Baczyńskiego do przeczytania…
Było to niesłychanie wręcz męczące, zwłaszcza, że nie jestem ani historykiem, ani tym bardziej wielbicielem poezji. Szczęściem, nie pisałem o poezji, a Widma nie są powieścią historyczną, ani nawet, tak do końca alternatywną historią. Baczyński nie stanowił problemu, ale Warszawa, owszem. Nie jestem historykiem, wielbicielem poezji, nie jestem też varslavianistą. Pracowałem więc po swojemu. Rozwój miasta, w zarysie, oparłem na rozwoju Pragi. Zmieniłem akcenty. Pałac Kultury stoi w innym miejscu, na terenie getta, zburzonego przez Niemców. Ze względów technicznych było to oczywiste rozwiązanie, symbolicznie, pojawił się cały katalog nowych znaczeń. No i jednym, pisarskim zamachem przeniosłem Nową Hutę spod Krakowa pod Pruszków, co znów wyniknęło z okoliczności historycznych. Wreszcie napisałem, dałem przyjaciołom do przeczytania, sam zagłębiłem się w lekturze i wniosek był jeden: książka nie zagrała. Musiałem przepisać ją na nowo, wymieniłem, lekko licząc ponad połowę tekstu. Gdyby zaszła potrzeba, przepisałbym ją raz jeszcze. Albo i dziesięć razy. Pisarz powinien tworzyć książki, z których jest dumny. Inaczej, pisanie jest pozbawione sensu.
Trudno było wyobrazić sobie Baczyńskiego żyjącego po wojnie?
Nie specjalnie. Znów byłem bezlitosny, ale tym razem, choć w części, usprawiedliwiły mnie okoliczności. Baczyński w latach pięćdziesiątych, po krótkim epizodzie więziennym, jest drugorzędnym literatem, który zarabia na życie projektując okładki do książek innych autorów. To cyniczne, okrutne – Baczyński stał się wielki, bo umarł. Nie do końca myślałem w ten sposób. Owszem, śmierć zbudowała jego legendę. Baczyński, człowiek o poglądach lewicowych i działający w lewicowych organizacjach przedwojennych zapewne włączyłby się w komunę, tak jak zrobiła to lwia części literatów, z jego kolegami na czele. Tylko, że ten facet nie miał drygu do koniunktury, nie potrafił nakładać szminy i niezbyt się umiał wdzięczyć. Przy Putramentcie, Iwaszkiewiczu, nie miałby szans. Wygryziony, znalazłby się na marginesie i jeszcze musiał odcierpieć za Armię Krajową. Ale ale, właściwie skąd wiesz, że to Baczyński? Nazwisko nie pada w książce ani razu.
To prawda, posługujesz się jedynie imieniem „Krzyś”. To chyba wystarczająca podpowiedź. Ale nie jesteś pierwszym twórcą, który w ostatnim czasie powraca do powstania. Od jakiegoś czasu Powstanie Warszawskie funkcjonuje w naszym społeczeństwie nie tylko jako mit, pewna legenda o męstwie i ofiarności, ale też jako składnik naszej popkultury. Spora w tym zasługa choćby zespołu Lao Che. Twoja książka to kolejny element tej układanki? Tego nowego spojrzenia na wydarzenia z czasów wojny?
Zatrzymanie Powstania tłumaczę magią, nie okolicznościami dziejowymi. Dopiero później zorientowałem się, że tym prostym zabiegiem wymykam się z dyskusji, która mnie nie interesuje: czy Powstanie musiało wybuchnąć? Czy może jednak nie? Do diabła z tym, przecież wybuchło, koniec, kropka. Nawet w mojej książce wybucha, w dość szczególny sposób. Żeby ująć rzecz obrazowo. Nie włączam się w historyczne spory, nie zamierzam umieszczać Widm w kontekście politycznym. Czytelnikowi oczywiście wolno. Ale ja, jako artysta mam prawo do swojego Powstania Warszawskiego, wolnego od wszelkich odniesień, czy może raczej, tak skonstruowanego, jak uznałem za stosowne. Powtórzmy. Jako pisarz jestem właścicielem Baczyńskiego. Powstania Warszawskiego, Adolfa Hitlera i Bolesława Bieruta. I wielu innych rzeczy.
Widma są bardzo wyraźnym sygnałem, że zmieniasz swoją twórczość. W najnowszej powieści po raz kolejny po tytułowym opowiadaniu z tomu Nadchodzi sięgasz do polskiej historii. Właśnie w historii i w nie tak znowu odległych wydarzeniach szukasz strachów i grozy. Dlaczego?
Z wielu powodów. Widma zacząłem pisać prawie cztery lata temu, kiedy współczesność mi się wyczerpała. Zrozum mnie dobrze, mógłbym co roku pisać kolejny Święty Wrocław, skądinąd fajną książkę, fajną, pod warunkiem, że to jedyna taka książka. Pisarz tkwi w paradoksie, komentuje rzeczywistość, a zarazem ma z nią coraz gorszą styczność. Przecież siedzi w chałupie i pisze, prawda? Wybór opowieści historycznej, para-historycznej wydawał się czymś naturalnym, zwłaszcza, że historia to nie zbiór dat, wydarzeń, to nie książka, ale rzeczywistość kształtująca nasze „tu i teraz”. Zobacz tylko, jak ludzie kłócą się o Powstanie, o Żołnierzy Wyklętych, w jaki fatalny i nieszczęsny sposób doszło do ożywienia symboliki katyńskiej. Jestem pisarzem współczesnym, piszę o współczesności. Dlatego piszę o historii. Czy raczej pisałem. Pora ruszać dalej.
Copyright Wydawnictwo Literackie