Recenzja "Klubu koneserów zbrodni"
20.09.2011

Z kryminałami, tudzież powieściami detektywistycznymi jest zawsze ten problem, że mamy świetny wstęp, następnie kilku interesujących bohaterów, potem długo długo nic, a na koniec około 50 stron tak zabójczej fabuły, że nos prawie dotyka kartek. Cechą charakterystyczną takich produkcji jest prędkość wydawania. Najczęściej rok lub dwa pomiędzy kolejnymi publikacjami danego autora. I nie twierdzę tutaj, że jest to totalne dno - po prostu czasem potrzebna jest jakaś odskocznia od przeciętności. W przypadku "Klubu koneserów zbrodni" autor nie poszedł na łatwiznę i nad książką pracował ponad 5 lat - ale o tym dowiedziałem się już po przeczytaniu ostatniej strony. Jeśli jedna zbrodnia to za mało - nie ma problemu. Tutaj przedstawionych jest ponad dziesięć nierozwiązanych zbrodni najwyższego kalibru tak trudnych, że nawet pan Holmes miałby się nad czym głowić.
Cały tekst dostępny tutaj: