Gombrowicz znów fresh!

01.06.2007


W grudniowy poniedziałek 2006 roku w Sali Mehofferowskiej Wydawnictwa Literackiego studenci i znawcy literatury, a także zaproszeni goście – Jerzy Jarzębski, Tymon Tymański, Jacek Dehnel i Mirosław Pęczak - próbowali odpowiedzieć na pytanie „Dlaczego Gombrowicz jest fresh?”. Towarzysząca spotkaniu debata oksfordzka oraz sama „Dyskusja pod Globusem”, pomimo zimowej aury, przyciągnęła do siedziby wydawnictwa niemal 600 osób! Oto jej fragmenty…

Jerzy Jarzębski: - Jeśli w ogóle istnieje IV Rzeczpospolita, to tylko w takim sensie, że istnieje ona przeciw Gombrowiczowi - to taki typ państwa, co tu dużo mówić. Ten typ deklamacji, który funkcjonuje teraz w polityce, ten typ wydymania jakichś abstrakcyjnych pojęć i w ogóle klękania przed abstrakcjami, to coś jak najbardziej sprzecznego z tym, co Gombrowicz cenił. Przede wszystkim brak krytycyzmu, który się pojawia w języku polityki i pedagogiki, jest czymś niesłychanie ponurym. I dlatego całkowicie jasne, że Gombrowicz nie mógł się w tym typie rzeczywistości politycznej utrzymać jako autor obowiązkowych lektur szkolnych.

Tymon Tymański: - Ja chciałbym dodać jeszcze jedną cechę świeżości Gombrowicza i jego prekursorstwa. Gombrowicz po prostu był metroseksualny. Był biseksem, tak się mówi.

Jerzy Jarzębski: - Tak mówi Alejandro Russowicz, który był najbliższym przyjacielem Gombrowicza, więc można mu wierzyć.

Tymon Tymański: - Można. To jest cecha, która czyni Gombrowicza jeszcze bardziej odważnym człowiekiem. Sięgnę w swoje przepastne doświadczenia. Kiedyś podczas jakiegoś własnoręcznie uczynionego orgazmu taka myśl mi przyszła do głowy - to było oświecenie, intuicja - że nie mamy płci. Ktokolwiek nam daje przyjemność, robi nam dobrze. Myślę, że Gombrowicz był bardzo odważny w tym, że odczuwał seksualność jako rzecz nadaną kulturowo. Naprawdę nie jesteśmy tacy heteroseksualni, jak nam się wydaje. Ja uważam siebie za niepraktykującego biseksualistę. Gdybym tylko miał możliwość, gdybym tylko mieszkał w Grecji albo w Rzymie, to na pewno bym się za wami uganiał, chłopcy. Po prostu nie ma dla mnie żadnego problemu. Nie zakochałem się nigdy w owłosionej łydce, ale jestem pewny, że gdyby taka była norma, biegałbym za tą łydką, bym ją wąchał i całował. A Gombrowicz walczył z hipokryzją, która funkcjonuje do dzisiaj. (...)

Mirosław Pęczak: - Myślę, że Gombrowicz przede wszystkim polemizował z narodową mitologią czy też ze wzorem kultury osadzonym na mitach. Ten wzór wydawał się dosyć przejrzysty, twardy i niewzruszony, tak jak polski tradycjonalizm. Dzisiaj wraca sytuacja, w której znów mamy do czynienia z przednowoczesnym wzorem postulowanym jako ten optymalny. I być może dlatego Gombrowicz znów ma szansę być powszechnie dyskutowany. To dobrze dla niego. Nie wiem, czy to dobrze dla nas. W każdym razie można zapytać na koniec, czy w tej sytuacji, w jakiej istniejemy, w sytuacji tej kultury, w jakiej dziś funkcjonujemy, gombrowiczowska drwina jest postawą i narzędziem analitycznym, które pomaga nam tę sytuację lepiej rozumieć?

Jacek Dehnel: - O Boże, no tylko taka chyba. Zważywszy okoliczności.

Tymon Tymański: -Myślę, że postawa Gombrowicza jest aktem odwagi. Przychodzi mi na myśl współpraca Argentyńczyka Lozano i polskiej reprezentacji siatkówki. Jaka to piękna parabola, która udowadnia, że niższość - bo Argentyńczycy też są narodem przygłupim, jak Polacy, i też bez tradycji takiej, jaką mają narody, do których nam tęskno, np. Francuzi, Niemcy, Anglicy - niższość oddolnie prowadzi nas do góry. To przemawia za świeżością Gombrowicza, za tym, że jest on ciągle aktualny, bo mamy problemy z tożsamością, mamy problemy bardzo duże z kompleksami i tacy ludzie jak Małysz, zespół siatkarzy wsparty przez Lozano czy piłkarzy wsparty przez Beenhakkera robią nam narodową terapię.

(opracowanie Małgorzata I. Niemczyńska, Gazeta Wyborcza Kraków)

Patrz też: