Wspomnienia Jennifer Worth, położnej z londyńskiego East Endu
08.05.2014
Jennifer Worth (1935–2011) w młodości trafiła do ośrodka sióstr anglikańskich we wschodniej części Londynu. W powieści klasztor nazwany jest Domem Nonnata — od świętego Rajmunda Nonnata, patrona położnych, położników, kobiet ciężarnych, porodów i noworodków. To tutaj Worth nauczyła się swojego zawodu. Jako lekko ateizująca panna z dobrego domu z czasem zaczęła nabierać szacunku do sposobu życia, na jaki zdecydowały się siostry zakonne. Z głębokim podziwem spoglądała też na siłę drzemiącą w mieszkańcach robotniczego East Endu.
Worth własne wspomnienia spisała w trzech tomach. „Zawołajcie położną” (oryg. „Call the Midwife”) to pierwszy z nich. Po latach odżywa w niej ogromna radość z przyjścia na świat każdego dziecka, ale też strach towarzyszący porodom w czasach, gdy higiena i fachowa opieka medyczna w odradzającej się po wojnie dzielnicy nie były oczywistością. Książka Worth to żywiołowy, reporterski zapis pracy położnych. Nie brak tu też tego, co Brytyjczycy lubią najbardziej — poczucia humoru.
Na podstawie książki powstał serial BBC „Call the Midwife” (reż. Heidi Thomas), który w Wielkiej Brytanii pobił wszelkie rekordy oglądalności. Na 2014 rok planowany jest kolejny sezon przygód rezolutnej dziewczyny, niosącej pomoc londyńskim rodzinom.
W Polsce serial „Z pamiętnika położnej” można zobaczyć na antenie BBC Entertainment.
Wielka Brytania wciąż mierzy się z kryzysem w położnictwie („Midwife Crisis”) — liczba położnych i pielęgniarek na Wyspach w ciągu ostatnich lat drastycznie spadła. Dziś otwarcie mówi się o niebagatelnej roli, jaką w debacie publicznej na temat sytuacji w służbie zdrowia odegrały wspomnienia Jennifer Worth i serial emitowany w BBC. Liczba kobiet wstępujących do szkół pielęgniarskich w ostatnich miesiącach powoli wzrasta.
Jedną z inspiracji do napisania wspomnień był dla Worth artykuł Terri Coates („The Guardian”) poświęcony sylwetce położnej w literaturze. Coates swój tekst kończy życzeniem, że być może jest gdzieś położna, która potrafiłaby zrobić dla położnictwa to, co James Herriot zrobił dla weterynarzy. Chyba już się znalazła. Mamy nadzieję, że wspomnienia brytyjskiej pielęgniarki sprowokują niejedną dyskusję na temat sytuacji w położnictwie — również w Polsce.
Z epilogu:
„Praca nonnatanek opierała się na dyscyplinie religijnej. Nie wątpię, że wymagały tego czasy. Warunki były odrażające, praca wyczerpująca, mogły więc podjąć się jej tylko osoby z powołaniem od Boga.
Położne od Świętego Nonnata działały w slumsach londyńskich Docklands, wśród najbiedniejszych z biednych, o przez około połowę dziewiętnastego wieku były tam jedynymi godnymi zaufania położnymi. Ciężko pracowały podczas epidemii cholery, duru brzusznego, polio i gruźlicy, a także na początku dwudziestego wieku, podczas obydwu wojen światowych. W latach czterdziestych pozostały w Londynie i przetrwały niemieckie naloty, w trakcie których intensywnie bombardowano dzielnicę portową. Przyjmowały porody w schronach przeciwlotniczych, ziemiankach, kościelnych kryptach i na stacjach metra. Poświęciły życie tej niezmordowanej, bezinteresownej pracy i wszyscy mieszkańcy dzielnicy portowej znali je, szanowali i podziwiali. (…)
Takie właśnie były położne od Świętego Rajmunda Nonnata, kiedy pierwszy raz się z nimi zetknęłam: zakonnice po ślubach, związane z przysięgą ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, ale też wykwalifikowane pielęgniarki i położne.”
Jennifer Worth — szkoliła się na pielęgniarkę w Royal Berkishire Hospital, pracowała jako położna w londyńskich szpitalach: Elizabeth Garrettt Anderson Hospital, następnie w Marie Curie Hospital. W 1973 r. porzuciła pielęgniarstwo dla muzyki. Przez kolejnych 25 lat uczyła śpiewu i gry na fortepianie.