Specjalne opowiadanie od autora „Mrocznego świtu”

23.03.2020

Klaudiusz Szymańczak powołał do życia Johna Slade’a, agenta FBI o polskich korzeniach. Co zobaczyłby Slade, gdyby teraz znalazł się w Warszawie? Przeczytajcie Wizytkę, specjalne opowiadanie!

 

Klaudiusz Szymańczak

Wizytka


 

Agent FBI John Slade już po raz kolejny odwiedzał kraj, z którego wyemigrowali do USA jego rodzice. Spacer Krakowskim Przedmieściem w marcowe popołudnie nastrajał go optymistycznie, choć w zachowaniu ludzi dookoła widać było jakieś napięcie. Przystanął na moment przed siedzibą Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Studiował kiedyś filozofię w Nowym Jorku i lubił oglądać podobne wydziały, gdy odwiedzał uniwersyteckie miasta. Na dziedzińcu UW wyjął z kieszeni czarnej marynarki kilka starych fotografii. Dawniej często oglądał je z ojcem, nieżyjącym już działaczem Solidarności w czasach PRL. Na zdjęciach ludzie z transparentami stali nieopodal miejsca, w którym się właśnie znajdował. Kiedy uniósł jedno ze zdjęć, żeby porównać je z widokiem na żywo, zauważył na jego drugim planie kobietę z kilkunastoma rolkami papieru toaletowego na ramieniu.


 

— Co jest? — wyszeptał po polsku. W Warszawie zawsze mówił w języku rodziców.


 

Spojrzał przed siebie i zobaczył niemal identyczną scenę. Po drugiej stronie ulicy, w świetle głównej bramy UW, stała kobieta z kilkunastoma rolkami papieru toaletowego. Była nawet podobnie ubrana do tej ze zdjęcia, z tym że tamta miała rolki nawleczone na sznurek, a kobieta, na którą teraz patrzył, niosła papier w foliowych opakowaniach. Zerknął jeszcze raz na fotografię. Papier toaletowy miał inny kolor… Ten z czasów komuny był szary, a biel tego niepodległego tak wspaniale kontrastowała z czerwienią logo jakiejś niemieckiej firmy, która ten papier Polakom sprzedawała, że trudno było nie mieć patriotycznych skojarzeń.


 

Ciekawość, zarówno ta wrodzona, jak i nabyta przez lata służby w policji i FBI, kazała agentowi iść za tą tajemniczą w jego mniemaniu kobietą. Ruszył za nią podekscytowany, jakby śledził podejrzaną. Trzydziestoparolatka szła z zapasami papieru w kierunku Starówki. Wyglądała na zmartwioną, patrzyła pod nogi i wydawała się agentowi Slade’owi zjawiskiem surrealistycznym, choć od dziecka mieszkał na Manhattanie i był pewien, że na Times Square widział już wszystkie dziwactwa tego świata.


 

Szedł coraz szybciej, nie chcąc stracić z oczu „obiektu”, jak mawiali w FBI. Po kilku minutach marszu minął plac Zamkowy i znalazł się na wąskich uliczkach Starówki. Tu kobieta nagle zniknęła za drzwiami jednej z zabytkowych kamienic. Slade odczekał chwilę, aż ucichnie stukot obcasów na kamiennych schodach, po czym uchylił masywne drzwi i, nie wiedząc po co, ruszył na piętro.


 

— O, dzień dobry! Jest pan już, zapraszam.


 

Slade zatrzymał się, zdezorientowany. W drzwiach mieszkania, za którymi zniknął „obiekt”, stał mężczyzna i gestem zapraszał go do środka.


 

— Dzień dobry… Ja właściwie… — Slade nieudolnie próbował wyjaśnić, skąd się tutaj wziął.


 

— Proszę, niech pan wejdzie do salonu i usiądzie. Żona zaraz zrobi coś ciepłego do picia. Pogoda jednak niepewna, a teraz jeszcze ta cholerna zaraza rozlewa się po świecie. Da pan wiarę? XXI wiek, Amerykanie na Marsa roboty wysyłają, a ludzie znów schodzą na zapalenie płuc. Szczęście w nieszczęściu, że nasza blisko stuletnia babcia przedwczoraj umarła i nie musi się tym więcej zamartwiać. Odkąd przekroczyła osiemdziesiątkę, niemal codziennie powtarzała, że śmierć już nadchodzi.


 

Agent FBI z Nowego Jorku rozejrzał się i poczuł się nieswojo przy starym okrągłym stole w obcym salonie pełnym bibelotów i starych zdjęć.


 

— Babcia zawsze chciała, żeby pogrzeb odbył się u sióstr wizytek. Przyznam, że dlatego do pana zadzwoniłam — odezwała się gospodyni. — Wiem od znajomej, że pana firma często z nimi współpracuje… Bardzo nam zależy.


 

Kobieta położyła na stole wypchaną kopertę i przesunęła ją w kierunku gościa. Slade poczuł się niezręcznie, wstał i ruszył w kierunku fotela, na którym leżały stosy papieru toaletowego. Przesunął po nich delikatnie dłonią, jakby chciał się przekonać, czy to nie sen. Gospodyni zauważyła ten gest, podeszła do Slade’a i wcisnęła mu do ręki jedno z opakowań.


 

— Jeśli nie zdążył pan jeszcze kupić, to śmiało, proszę wziąć. My mamy zapas. — Uśmiechnęła się życzliwie i dodała: — Pójdę po cukier.


 

Mąż wyszedł za nią do kuchni.


 

Kiedy Slade został sam w salonie, jego uwagę przyciągnęło stojące na komodzie stare zdjęcie oprawione w grubą ramkę. Widniała na nim ta sama kobieta co na fotografii, którą przed chwilą oglądał na dziedzińcu. Jednak była wyraźnie starsza. Stała obok byłych premierów i prezydentów RP.


 

— O kurwa… — agent zaklął i dyskretnie otworzył kopertę.


 

W środku był gruby plik dolarów. Nie dowierzając, wyciągnął kilka z nich. Na wszystkich były małe głowy, co oznaczało, że banknoty wydrukowano przed 1996 rokiem. Usłyszał, że małżonkowie nadal rozmawiają w kuchni, wyszedł więc po cichu do przedpokoju, rzucił na stolik przy drzwiach kopertę z dolarami i wymknął się na korytarz, nie zamykając drzwi. Zbiegł pędem po schodach i ściskając w rękach papier toaletowy, patrzył, jak Polska zostaje w tyle.